Rytm na życie

Jeszcze jedno muśnięcie,

miękkie pożegnanie ust,

Jeszcze raz mnie obejmij,

Chcę mieć Cię przy sobie. Zaraz, już.

.

Składamy się z tęsknot,

Tych niespełnianych latami.

A nadal dających nadzieję,

Że jeszcze będziemy kochani.

.

Gdy wdycham Twój zapach,

Wypełnia mnie błogość,

A głos, gdy mi wlewasz do uszu,

Pragnę cała się Tobie oddać.

.

Z niecierpliwością czekam,

Aż znowu Ciebie usłyszę,

A słuchawkę telefonu zamienię,

Na drogę wprost z ust do ucha.

.

Zamykam oczy i widzę,

Jak jestem blisko Twej duszy,

Jak głosem i czułym dotykiem,

Wrażliwe struny poruszam.

.

Między nami rośnie uczucie,

Wypełnia nas całych, po czubek,

A kiedy unosi nas w tańcu melodia,

Łapiemy na życie rytm wspólny.

Ach, potknięcie, ale i tak nie przestanę szukać.

Zainteresowany, interesujący, ale zajęty. Interesujący, wolny,  ale nie zainteresowany. Zainteresowany, ale nie interesujący. Plus i zajęty, i nieinteresujący. Taki mam wybór. Nie mam wyboru. Ani w sieci, ani w otoczeniu. Szukam, rozglądam się, ale bez emocji. Nie wiem, który to już raz wracam. Wracam, bo potrzebuję, znowu bardziej. Znowu mocniej tęsknię. Loki znowu pofarbowałam na rudość. Podkreśliłam nimi zieloność oczu.

Rozmowy z obcymi rozbudzają wszystko to co uśpione, zakopane głęboko. Tęskno do tych dreszczy, do dotyku, do wspólnego rytmu. Odzywają się niezaspokojone pragnienia. Chłodny prysznic nie pomaga. Umysł nie trzeźwieje, chociaż nie jestem pijana. Upojona marzeniami i pragnieniami. Ile jeszcze tej tęsknoty?

Ostatnio więcej nie wiem, niż wiem. Znowu sobie szykuję jakąś zmianę z życiu, otoczeniu. Znowu mnie nosi, chcę czegoś nowego. A z drugiej strony  nie mam siły. Opadam zmęczona na sofę. Łapię za koc, bo ostatnio cały czas mi zimno. Byle przetrwać luty. Byle przetrwać. Mam wrażenie, że próbuję przetrwać życie, zamiast je przeżyć. Co jakiś czas gubię tę radość. Wpadam w dołki. Przecież, to że tyle lat jestem sama nie musi oznaczać to, że nie nadaję się do duetu. Znowu mam to poczucie, że nie zjadę tej swojej pary. Kolejny portal, prawie same rozczarowania. Panowie 50 plus, panowie szukający kochanek, albo drętwe rozmowy. Straciłam zapał, kolejny raz. Nie chce mi się już udawać tych wirtualnych uśmiechów. Nie umiem rozwinąć znajomości z panem od gitary. Wysłał mi filmik, jak gra. I to jest jedyny mężczyzna, który mnie zainteresował. Ale nie umiem, chociaż chciałabym. Myślę, że staję się odludkiem. Może już nim jestem.

Nie mam siły na nic poza siedzeniem pod kocem. Znowu mnie pieką oczy, ale póki co wygrywam w starciu- łzy kontra ja. Nie wiem dlaczego. Nie umiem się rozgryźć. Nie potrafię.

Tańczę, uciekam myślami gdzieś daleko i daję się ponieść. Wtedy nie czuję tak bardzo tej pustki, w którą znowu zaczęłam wpadać. Stany powtarzalne od kilku już lat. I w tym wszystkim ja, karcąca siebie samą za swoje złe samopoczucie. Sama sobie odbieram prawo do tęsknoty, marzeń i pragnień. Jestem dla siebie niedobra, niewyrozumiała. Może powinnam stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: nie musisz budować muru, pancerza. Nie musisz, możesz to, czego chcesz.

Kiedy fizycznie czułam się słabiej, to psychicznie było mi lepiej, lżej. Teraz kiedy fizycznie wróciłam do normy, psychika się posypała. A wszystko przez to, że brakuje mi czułości, miłości i bliskości. Brakuje i dlatego te wszystkie portale, te ucieczki i powroty w te same miejsca. Próbuję. I pewnie będę próbowała nadal, mimo porażek, braku sukcesu.

Przecież każdy zasługuje na miłość.

Miłością myśli mam zajęte, stęsknione za nią serce

Pogodzenie. Zapewne chwilowe, ale jednak. Godzę się obecnym stanem rzeczy. A właściwie miłości, braku jej w sensie. Myśli mam nią zajęte, stęsknione za nią mam serce. Ot, taka rymowanka. Powietrze nie pachnie już wspomnieniami wszystkich mężczyzn, którzy się pojawili na chwilę, lub na trochę dłuższą. Już nie. W ostatnim czasie zeszli na dalszy plan, aż zniknęli całkiem. Spokój, którego mi było potrzeba.

Kupiłam płyty Męskiego Grania. Jestem ich psychofanką do tego stopnia, że odkupiłam sobie płytę z 2016, którą kiedyś pożyczyłam koledze na „wieczne nieoddanie”. I tę z 2021 roku. Jestem wredna, wiem, postanowiłam się muzycznie zrewanżować sąsiadom z dołu za niemal rok wiercenia do późnego wieczoru i weekendami. Czy kolumna stoi na podłodze? Być może…

I pusty pokój, i spokój… Dobrze zagrane 😀 Obie płyty dobrze zagrane.

Zdalna nauka przynosi mi „wolne” w postaci jeszcze jednego bezdzietnego tygodnia.  I praca będzie zdalna. Kolejna okazja pobyć sama ze sobą…Chętnie bym poszła na randkę. Wiele rzeczy bym chętnie…Ale spokojnie. Nie za szybko wszystko. Jeszcze chwilę.

Nie mam kompletnie mocy na ubieranie w zgrabne zdania wszystkiego tego, co kłębi mi się w głowie. W ostatnim czasie los mi płatał figle. Zatrzymał mi świat dookoła i wykrzyczał, że jestem ważna, że powinnam się skupić na sobie, zaopiekować się sobą. Tak też robię. Nie potrafię opisać tego uczucia, które rozgościło się we mnie na dobre. To mieszanka spokoju, wdzięczności, nadziei i radości. Wyciszenie. Do tego stopnia, że wspólna kawa z exem i jego drugą żoną była wydarzeniem pozbawionym stresu, miłym i nawet wypełnionym czymś na kształt sympatii.

Uciekam szukać weny. Łapię się z nią już ponad miesiąc, a może i dłużej. Cały czas się wymyka. Możliwe, że już się z nią nie znajdziemy i nie będę umiała już napisać niewierszy.

Wdech. Wydech. Rytm.

Zamykam oczy, biorę głęboki wdech, wypuszczam powietrze. Trochę kręci mi się w głowie, ale jest mi dobrze. Zmiana.  Płynne przejście, jak efekty w power poincie. Takie lekkie, wyspane wejście w Nowy Rok. Bez odcinania grubą kreską poprzedniego roku i stawiania sobie celów na ów, który nadszedł. Wdech, wydech. Rytm. Nowe tempo.

W moim nowym kalendarzu znalazłam wycinek, który mówi: Ja, niestabilna cząsteczka. Jeszcze w listopadzie poczułam, że to o mnie. Tak bardzo o mnie. Utulałam ten wycinek każdą cząsteczką duszy. A dzisiaj, wiem, że nie, nie pasuje. Świat zwolnił, a może on gna tak, jak i wcześniej gnał, a ja zwolniłam. I kiedy tak wolniej sobie żyję, jest mi dobrze, lepiej. Podoba mi się to, że nie muszę za niczym gonić. Wdech, wydech. Łyk wody. Nie muszę gonić. Leżę, coraz więcej leżę, odpoczywam. O D P O C Z Y W A M. To jest wspaniałe i żałuję, że tak rzadko robiłam to wcześniej. Coraz mniej myślę o nim, o nich. Wdech, wydech. Rytm. Ulatują z moich myśli wraz z wypuszczanym powietrzem. Uśmiecham się do lustra i ten uśmiech mi się podoba. Lubię tę dziewczynę z odbicia. Lubię siebie w tej prędkości 0,75. Okazuje się, że jak nie będę tak się wszędzie spieszyć i biegać nerwowo, zbierając  po rogach mebli i stołu siniaki na udach, jak Pacman te swoje kropki, to świat się nie zawali. Świat nie zauważał tego mojego pośpiechu, ale ja zauważam, że mi jest lepiej, kiedy go nie ma. Wdech, wydech. Lubię to tempo. Im mniej muszę, tym więcej mogę. Im mniej punktów na liście codziennych „to do” odhaczam, tym mniej we mnie frustracji.

Nie odcinam zeszłego roku, bo chociaż ostatnie dwa miesiące były zaskakujące, to ostatecznie przyniosły dużo dobrego. Jeszcze chwila do celu, a ja już dzisiaj wiem, że na wiosnę nie przyspieszę nagle, bo teraz jest mi dobrze i, co się może wydawać dziwne, bezpiecznie, po co więc zmieniać to, co jest w porządku?

Oddycham. Wdech, wydech. Zamknięte oczy. Uśmiecham się do siebie. I na miłość też będzie czas. Już wiem, że nie musi być już, teraz. Nic dobrego mi nie zostało z tych nerwowych poszukiwań. Złudzenia są ciężkostrawne. A ja mogę jeść tylko lekko. Łyk wody. Chłodna woda rozlewa się po przełyku.

Próbowałam ostatnio powstrzymać łzy, ale sama nie wiem po co. Zatrzymałam je w sobie, aż przez ścisk w gardle nie mogłam oddychać. Rozluźniłam mięśnie, napięcie spłynęło kanalikami łzowymi. Pozwoliłam sobie na tę chwilę niesłabości. Zrobiło mi się lekko na duszy. Zatrzymane łzy bolą. Płacz, wdech, wydech. Rytm. Oddech. Równomierny. Sen.

Dokąd się spieszysz?

Czułość. Właśnie tego mi zabrakło. Te ukradzione godziny, pełne były pospiechu, a zupełnie pozbawione czułości. Szybkie, zachłanne pocałunki, wydzieranie sobie przyjemności, przechylanie jej szali na własną stronę. Niezgrabny dotyk, uciekający czas. Pośpiech, to on wszystko mi zepsuł. Napełnił niespełnieniem. Brakiem tego, czego mi potrzeba.

A później nastało milczenie.

Trwa nadal.

Już tak zostanie.

Nie miałam głowy do analiz. Teraz, kiedy poczułam się lepiej, obrazy i pytania wróciły. Rozłożę to na czynniki pierwsze i zapomnę… Rozmyje się w pamięci… Zawsze się rozmywa.

Poczucie bycia nieatrakcyjną też zniknie.

A głowę zajmie ktoś inny, chociaż wolałabym zamiast takiego schematu, coś zwyczajnego, spokojnego i prawdziwego. Po raz kolejny przekonałam się, czego nie szukam. To, czego pragnę, potrzebuję, po raz kolejny zabolało nieobecnością.

Chwilowo się wyłączam. Ogarnę te ważne sprawy i wtedy dam się znaleźć tej normalności, czułości i stałości. Ostatnie dwa miesiące pokazały mi, że mogę pozwolić sobie na słabość. Nie muszę być zawsze silna, nie muszę wszystkiego robić sama. Mam wokół siebie fantastycznych ludzi, którzy mi pomogą, wesprą słowem i okażą troskę. To właśnie w tym zawiera się moje szczęście. Nie ma w moim życiu samotności. Jest ogrom wdzięczności.

Jestem sama, ale nie samotna. A na miłość zawsze jest czas. Odkładam marzenie o niej na wiosnę. Wtedy już wszystko powinno się ułożyć 🙂